Imagin
Nienawidzę
jej. No po prostu jej nienawidzę. Myślałem, że nawet największy
egoista, choć troszeczkę
przejmuje się ludźmi. Jednak nie! Pewnie
zadajecie sobie pytanie: „O co chodzi? Co się stało?” Może jednak zacznę
od samego początku. Nazywam się Niall. Niall Horan. Jestem Irlandczykiem,
jednak od rozpoczęcia się wakacji mieszkam w zupełnie mi obcym kraju,
czyli w Polsce, a jeszcze konkretniej to w Warszawie. W Mullingar byłem
naprawdę lubiany. Miałem sporo przyjaciół, dziewczyny się za mną
oglądały, na co nie narzekałem. W szkole zawsze dobrze sobie radziłem i
nawet nie musiałem się zanadto uczyć, bo i tak miałem dobre stopnie.
Ludzie byli tam dla mnie mili i nigdy nie miałem problemów z
towarzystwem, które mnie otaczało. Dziewczyny, które chodziły ze mną do
szkoły były naprawdę piękne, a co najważniejsze naturalne. Oczywiście
znałem kilka tych sztucznych, ale uwierzcie mi były wyjątkami. Moi
rodzice od niepamiętnych czasów zafascynowani byli Polską. Znali język
tego kraju i jego kulturę, także, gdy postanowili się tutaj
przeprowadzić nie miałem problemów z porozumiewaniem się z innymi, no
nauczyli mnie Języka polskiego, choć byłem przerażony, bo było to
zupełnie obce mi miejsce. Na początku moi rówieśnicy byli mną
zainteresowani, a dziewczyny w kółko za mną chodziły ze względu na to,
że byłem obcokrajowcem i każdy chciał się ze mną zakumulować, jednak
szybko sobie odpuścili. Byłem skryty w sobie, nieśmiały i nie lubiłem
zmieniać otoczenia. Zawsze taki byłem, ale w rodzinnym mieście to było,
co innego. Całe wakacje tak naprawdę spędziłem sam, bo nie miałem nawet,
z kim pogadać. Teraz jestem w klasie maturalnej i właśnie dzisiaj jest
13 września, czyli moje urodziny. Obudziłem się rano, gdy słońce
przedzierające się przez niezasłonięte okno otuliło moją twarz. Miałem w
zwyczaju nigdy nie zasłaniać okna, bo bardzo lubiłem taką pobudkę.
Włączyłem moją wierzę i rytmicznym krokiem poszedłem w stronę łazienki.
Wziąłem prysznic, uczesałem się, umyłem zęby i ubrałem się w czerwone
polo, czarny sweter i czarne rurki, a do tego moje ulubione czerwone
trampki. Na nadgarstku miałem ukochaną bransoletkę w kolorach flagi
Irlandii. Tęskniłem za moim krajem, za Mullingar i za tym wszystkim, co
tam musiałem zostawić. Po tym jak już się spakowałem i byłem w miarę
przygotowany do szkoły postanowiłem zejść na dół, do kuchni na
śniadanie. Mama stała już przy kuchence i robiła naleśniki. Gdy mnie
ujrzała zawołała tatę i poprosiła abym chwilę zaczekał.
- Jak mój
synek już szybko dorasta. Chcielibyśmy ci złożyć z tatą największe
życzenia. Życzymy ci, aby twoje najskrytsze marzenia się spełniły, abyś
był zdrowy i znalazł miłość swojego życia. Ze względu na to, że twoją
obecną miłością jest muzyka przygotowaliśmy dla ciebie drobny prezent.
Mamy nadzieję, że będzie ci się podobał.- w tym momencie tata za pleców
wyciągnął jasno brązowo gitarę, a mama mówiąc swoją pewnie od dawna
ułożoną przemowę miała łzy w oczach, które próbowała zamaskować.
Zaniemówiłem. Kochałem grać na gitarze, ale moja stara gitara zepsuła
się podczas przeprowadzki. Rzuciłem się rodzicom na szyję i bardzo
podziękowałem za życzenia i prezent. Naprawdę się cieszyłem i chciałem
od razu zacząć grać, ale była jeszcze szkoła. Pospiesznie zjadłem
śniadanie, podziękowałem, ubrałem kurtkę i wyszedłem. Wychodząc z domu
zawsze miałem przy sobie słuchawki, z którymi się nie rozstawałem. Także
dzisiejszego dnia wychodząc z domu od razu założyłem je na uszy.
Czekałem na przystanku autobusowym jakieś dziesięć minut aż wreszcie
pojawił się mój środek transportu. Usiadałem z tyłu jak zwykle sam i
pogrążyłem się w książce, którą niedawno zacząłem czytać. Nie byłem
jakimś szklonym kujonem i molem książkowym nie myślcie sobie, ale za
takiego uchodziłem. Po prostu byłem inteligentny, a książki od czasu do
czasu lubiłem czytać. Po dotarciu do szkoły przebrałem buty na białe
adidasy za kostkę i ruszyłem w stronę klasy. Pierwszą lekcją miała być
znienawidzona przeze mnie historia, więc mój humor od razu się
pogorszył, ale następny miałem mieć angielski, co było ogromnym plusem i
nadzieją, że muszę przetrwać te pierwsze 45 minut lekcji. Chwilę po
dzwonku moja klasa weszła do sali historycznej i nasza jakże „kochana”
nauczycielka zaczęła mówić o danym temacie, na którym w ogóle nie mogłem
się skupić. Dziękowałem w duchu, że siedziałem w ostatniej ławce. Nagle
do środka weszła nasza szkolna piękność, która raczyła się zjawić na
lekcji. Na samo imię Laura przechodzi mnie dreszcz po ciele, a dłoń
momentalnie zaciskała się w pięść. Dziewczyny jej pokroju zawsze mocno
mnie irytowały, ale ona jest zupełnym mistrzem. Ten jej egoizm, to, jaka
jest pusta i sztuczna doprowadzało mnie do szału. Przecież
najpiękniejsze dziewczyny, jakie są to te naturalne, z wdziękiem i
klasą, a nie te, które nakładają na siebie mnóstwo makijażu i zachowują
się jak… nawet już sam nie wiem jak to określić. Choć nie powiem, ale
była ładna. Najbardziej podobały mi się w niej oczy, które były duże, w
jednym
świetle zielone, a w drugim szaro niebieskie i wręcz
hipnotyzujące, a dołeczki w policzkach dodawały niesamowitego uroku, ale
i tak od samego początku wręcz się nienawidziliśmy. Omijaliśmy się
szerokim łukiem i w sumie mi to pasowało. Nie mówiąc nawet przepraszam
usiadła w ławce z jakąś inną dziewczyną, której imienia nie znałem, a
wszyscy chłopcy już byli w skowronkach, bo Laura była przy nich. Aż się
we mnie zagotowało, ale postanowiłem nie psuć sobie dnia. Na szczęście
lekcja szybko minęła i mogłem już stamtąd wyjść. Klasę do Języka
angielskiego mieliśmy na dole, więc ruszyłem schodami na dół. Szedłem
powolnym krokiem, gdy nagle poczułem, ze ktoś mnie popchnął. Straciłem
równowagę i spadłem na sam dół. Straciłem przytomność na chwilę, a gdy
otworzyłem oczy stał nade mną tłum ludzi. Dostrzegłem, że z boku stoi
Laura i jej świta, która śmiała się tak głośno, że musiały tłumić swój
chichot dłońmi. Już wiedziałem czyja to sprawka. Poczułem przeszywający
ból w nodze. Dwaj chłopcy pomogli mi wstać i zaprowadzili mnie na
ławkę, a zaraz potem zjawiło się pogotowie. Po prześwietleniu okazało
się, że mam złamaną nogę i jestem uziemiony w gipsie na sześć tygodni.
Byłem wręcz wściekły. Rozumiem, że można kogoś nie lubić, ale zrzucać tą
osobę ze schodów to lekka przesada. Dostałem kule i musiałem jeszcze
wrócić się do szkoły po rzeczy i na rozmowę z dyrektorem o całym
zajściu. Kiedy już doszedłem, a raczej dokuśtykałem do szkoły od razu
poszedłem do gabinetu dyrektora, gdzie czekała już ona.
- Proszę siadać Panie Horan.- wskazał mi krzesło dyrektor.
Ostrożnie usiadłem na wyznaczonym miejscu i czekałem aż zacznie się rozmowa.
- Pani Wiśniewska czy może mi Pani wytłumaczyć całe to zajście?- spytał dyrektor pierwszy
- Nie moja wina, że Horan to taka łamaga i nie umie nawet po schodach chodzić.- zaśmiała się z pogardą dziewczyna.
Myślałem, że wyjdę z siebie i stanę obok. To jest już szczyt
wszystkiego! Nie zna mnie, a już mnie ocenia, chociaż sam nie
pozostawałem jej dłużny.
- Proszę się wyrażać. Ze względu na to, że
Niall musi chodzić do szkoły, a przez sześć tygodni będzie mieć gips
Pani będzie mu we wszystkim pomagać. Będzie Pani jego prawą ręką przez
ten czas. Dodatkowo ty Niall pomożesz Laurze z matematyką i kilkoma
innymi przedmiotami, z którymi ma problem. W ten sposób może zakończymy
spór między wami.- zakończył swoją wypowiedź patrząc się to na mnie to
na nią.
-Nie!- krzyknęliśmy oboje równocześnie
-Nie przyjmuję odmowy.- powiedział stanowczo
-Ale Panie dyrektorze ja świetnie sobie dam radę, a z nauką może
przecież jej pomagać, kto inny.- próbowałem się wymigać, ale na nic.
- Żadnych ale. Osobiście przypilnuje was w tym. Pierwsza wasza lekcja
odbędzie się jutro w bibliotece po lekcjach, więc do zobaczenia o 15.30.
Ostrzegam was, że jeśli nie będziecie wykonywać moich polecieć odbije
się to na waszych ocenach i końcowych wynikach. Zwracam się do ciebie
Laura w szczególności. Możecie już wracać do domu, a ty Niall uważaj na
siebie.
- Najgorsze urodziny w życiu.- mruknąłem sam do siebie wychodząc z gabinetu.
- Dobra słuchaj ja nie lubię ciebie, ty nie lubisz mnie. Zaliczymy te
głupawe lekcje i tyle. Do poprawienia mam matematykę, historię i Język
polski. Jakie mam jutro wziąć książki?- spytała mnie nagle dziewczyna.
Zdziwiło mnie to, że nie protestowała wspólnym lekcjom tylko od razu
poszła na kompromis, chociaż jej początkowe słowa były bardzo… dosadne.
-Zaczniemy od Języka polskiego, bo z tym chyba najłatwiej pójdzie.
Potem weźmiemy się za matmę, a na koniec historia.- odpowiedziałem jej
obojętnie.
-Niech już minie te sześć durnych tygodni.- wysyczała opierając się o ścianę i osunęła się po niej zwijając się w kłębek.
W tym momencie doprowadzała mnie do granic wytrzymałości.
- Jaka ty jesteś egoistyczna! Myślisz tylko o sobie, a jakbyś tego nie
zauważyła to ja mam nogę w gipsie i to ja spadłem ze schodów!-
wykrzyczałem jej prosto w twarz i pokuśtykałem do szatni.
Przebrałem
buty, a raczej jednego buta, ubrałem kurtkę i udałem się na przestanek,
gdzie już czekał na mnie autobus. Kierowca pomógł mi najpierw wsiąść, a
potem wysiąść. Było mi naprawdę ciężko, bo nigdy nie miałem gipsu i nie
umiałem poruszać się o kulach. Często się chwiałem, a raz nawet
wywróciłem i nie mogłem wstać. Pomógł mi jakiś miły przechodzień. Czułem
się jak kaleka, a to wszystko przez nią. Jeszcze te lekcje. To tak
jakbym to ja dostawał karę za to, że ona zrzuciła mnie ze schodów. Co
ona chciała tym osiągnąć? Tego nie wiem, ale szkoła ma teraz ze mnie
niezły ubaw. Zapomniałem tylko o jednej drobnej sprawie, a mianowicie
nie powiedziałem o niczym rodzicom. Powiem im, że po prostu się
wywróciłem, bo pomimo tego, że nienawidzę Laury nie chce robić jej
problemów, chociaż ona mi już kilka sprawia. Czasami zastanawiam się,
czemu jestem dla wszystkich taki dobry i teraz mnie gryzie sumienie, że
tak wtedy na nią nawrzeszczałem, ale należało jej się. Wszedłem do
mieszkania i od razu ruszyłem do salonu. Gdy rodzice mnie ujrzeli
otworzyli szeroko oczy i zaniemówili.
- Spadłem ze schodów i mam
gips na sześć tygodni. Nic się wielkiego nie stało tylko muszę sobie
robić zastrzyki w brzuch. Wiem, wiem jestem kaleką, ale się nie
martwicie. Dam sobie radę.- wytłumaczyłem wszystko po kolei nie czekając
aż któryś z rodziców się odezwie.
-Wcale nie chcieliśmy powiedzieć,
że jesteś kaleką! Przykro nam. Pewnie jesteś zmęczony. Idź się położyć,
a ja wezmę ci plecak i zrobię ci kakao. Będziesz chodził do szkoły, czy
zostajesz w domu?- spytała mnie na koniec mama
-Zamierzam chodzić.- nie chciałem im wspominać o lekcjach z Laurą
- Dobrze to idź do pokoju, a ja zaraz ci wszystko przyniosę.
Tak jak mama mi powiedziała tak też zrobiłem. Po dziesięciu minutach
męczarni na schodach dostałem się do mojego azylu. Ściany mojego pokoju
były w kolorze niebiesko białym, a meble ciemno brązowe. Dziękowałem w
duchu za to, że rano się wykąpałem, bo teraz nie miałem na to siły ani
ochoty. Położyłem się na łóżku i złapałem za nową gitarę. Nastroiłem ją i
zacząłem grać włączając w to mój głos. Odpłynąłem w mój własny świat.
Była nim muzyka. Był to świat, w którym byłem tylko ja i nie było
upokorzeń, bólu i cierpienia. Wpadłem w trans, a kiedy się z niego
wybudziłem ujrzałem mamę stojącą w progu. Zarumieniłem się i to
znacząco. Postawiła kubek z napojem na biurku, a plecak na krześle.
Podeszła do mojego lóżka i usiadła na jego brzegu.
-Kiedyś będziesz gwiazdą zobaczysz.- uśmiechnęła się do mnie, pocałowała w czoło i wyszła.
Ach ta jej bujna wyobraźnia. Po niej odziedziczyłem ten marzycielski
charakter, choć w niektórych sprawach byłem zupełnym realistą.
Po godzinie grania odłożyłem moje nowe cudo. Zastosowałem się do
polecieć lekarza i zrobiłem sobie zastrzyk w brzuch. Bolało jak diabli,
ale dało się wytrzymać. Włączyłem moją ulubioną play listę na telefonie,
przy której od razu zasnąłem.
Paulinaa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz